Referat wygłoszony w ramach I Polskiego Sympozjum Somatoterapii, Somatoanalizy, Socjo i Somatopsychoterapii
Alicja Heyda
Rebirthing, zwany także świadomym lub połączonym oddychaniem jest metodą, której celem jest łagodne rozluźnienie bloków mięśniowych ciała i uwolnienie "kryjących" się za nimi stłumionych emocji oraz powiązanych z nimi wspomnień pochodzących zwykle z wczesnego dzieciństwa, niewerbalnego okresu naszego życia.
W trakcie sesji rebirthingu pojawiają się również odczucia, myśli i emocje dotyczące innych zdarzeń czy problemów niż te wczesnodziecięce. Jest to zależne od samego klienta i jego drogi życiowej.
To, co się pojawia w sesji rebirthingu ma charakter wysoce zindywidualizowany i stanowi przez to niezwykle szeroki wachlarz doświadczeń (zob. np. Morningstar, 1996, Thomas 1993)
Badania przeprowadzone przez Jean-Luc Sudres'a (1994) wykazały, że u osób ze zdiagnozowanymi problemami adaptacyjnymi, o średnim poziomie nastroju depresyjnego i średnim poziomie ogólnego funkcjonowania, które odbyły 10 sesji rebirthingu, poziom depresji i lęku uległ istotnemu obniżeniu a poprawie uległo postrzeganie własnego ciała.
Sama technika jest prosta: klient leży wygodnie i oddychając łączy wdech z wydechem i wydech z wdechem. Oddech ma być spokojny i głęboki, bez żadnych przerw. Wydech jest swobodny i zrelaksowany. Nie popycha się go, ani nie powstrzymuje, nie należy nim w jakikolwiek sposób manipulować. Terapeuta siedzi obok leżącego klienta. Prowadzi się również sesje w ciepłej i chłodnej wodzie, w parach (tzw. "gazing" od ang. gaze - spoglądać") a także grupowe.
Zarówno klient jak i terapeuta nie mogą być pod wpływem alkoholu, antydepresantów, neuroleptyków, narkotyków i halucynogenów. Istnieją też inne przeciwwskazania (zob. Thomas, 1993 , Sisson 1996).
Sesje rebirthingu mają charakter niedyrektywny, w tym sensie, że terapeuta nie sugeruje klientowi jakim problemem powinien się zająć. Pracuje się z tym co się pojawia w czasie sesji spontanicznie. W klasycznym rebirthingu, nie łączonym z reichowską lub neoreichowską pracą na obręczach mięśniowych, terapeuta (rebirther) nie koncentruje swojej uwagi na jakiejś szczególnej części ciała, ale na prawidłowym wykonywaniu techniki przez klienta i pojawiających się w trakcie sesji rebirthingu odczuciach z ciała i emocjach klienta.
W trakcie sesji rebirther raczej towarzyszy niż prowadzi. Często, o ile oddychanie klienta nie wymaga korekcji, rebirther nic nie mówi a jego aktywność sprowadza się do uważnej i akceptującej obecności. Zapewnienie bezwarunkowej akceptacji ma w rebirthingu podobne znaczenie i status jak w terapii skoncentrowanej na kliencie Rogersa (por. L. Grzesiuk, str. 51-52,1995 )
"Wszystkie techniki mają drugorzędne znaczenie w stosunku do samej uzdrawiającej obecności (...) Jest to obecność pomagająca stworzyć atmosferę akceptacji i bezpieczeństwa, w której uczeń (klient- przyp. aut.) może uwolnić się od strachu. (...) Jedną z najważniejszych umiejętności rebirthera jest zdolność usuwania się na plan drugi (...)"
( J. Morningstar, str.132, 1996 )
Uważność na każdy sygnał klienta, zwłaszcza na oddychanie oraz wszelkie sygnały niewerbalne jest potrzebna, aby zapewnić bezpieczny przebieg sesji i nie dopuścić do syndromu hiperwentylacji. Uważna obserwacja oddechu umożliwia dostrzeżenie momentów gdy klient wchodzi w ważne dla siebie doświadczenia i silne emocje, zwykle wtedy wstrzymuje oddech ( wówczas klient proszony jest o swobodne oddychanie). O tym mechanizmie oporu i sposobu jaki na jego przezwyciężenie znalazł Wilhelm Reich pisze w "Duchowości ciała" A. Lowen ( str.48):
"W trakcie swojej praktyki psychoanalitycznej Wilhelm Reich zauważył, że gdy pacjent powstrzymywał się wyrażenia jakiejś myśli czy uczucia, wstrzymywał też oddech. Była to forma oporu, ale Reich zamiast kierować uwagę pacjenta na ten opór, radził mu jedynie aby oddychał swobodnie. Gdy tylko pacjent uwalniał swój oddech, natychmiast stawał się wylewny w wyrażaniu hamowanych dotąd myśli i uczuć".
Klientka lat 42, wyższe wykształcenie, zgłosiła się do mnie chcąc uczestniczyć w indywidualnych sesjach oddechowych. Wcześniej brała udział w zajęciach grupowych, ale jak stwierdziła na początku, specjalnie jej zależało na kontakcie indywidualnym z rebirtherem. Kilka lat po rozwodzie, samotnie wychowuje kilkunastoletniego syna. Wychowywała się w rodzinie, w której matka chorowała na schizofrenię. Mówiła, że pamięta bardzo dobrze ostre nawroty choroby matki, przyjazdy pogotowia i zabieranie jej na oddział psychiatryczny. Kiedy była w szkole podstawowej rodzice się rozwiedli i pozostawała odtąd pod opieką ojca. W rozmowach często powracała do dziecięcych wspomnień o chorobie matki i o szoku, jaki przeżywała patrząc na sanitariuszy mocujących się z matką.
Po rozwodzie z mężem wpadła w depresję, z której, jak twierdzi, wyszła sama stosując afirmacje i praktykując rebirthing na grupowych zajęciach warsztatowych. W późniejszych latach kontynuowała praktykowanie świadomego oddychania, zajęła się także klasyczną hatha jogą. Na sesje umawiałyśmy się średnio raz na dwa tygodnie.
Rozmawiając ze mną przed i po sesjach kładła silny nacisk na to, jak wiele się nauczyła poprzez cierpienie. Widziała w negatywnych doświadczeniach "życiowe egzaminy", "duchowe lekcje", które ma do "przerobienia". Nadawała w ten sposób sens cierpieniu jakie doświadczyła. Jako terapeuta nie sugerowałam jej tego w jakikolwiek sposób. Od samego początku klientka spontanicznie i samodzielnie wnosiła to do rozmowy.
Uważała, że jest całkowicie odpowiedzialna za swoje życie. Koresponduje to z jedną z najważniejszych idei rebirthingu : przejęcia całkowitej odpowiedzialności za swoje życie. Oczekiwała zwykle, czemu często dawała wyraz, że w trakcie sesji rebirthingu będzie cierpieć, płakać i przeżywać dramatyczne wspomnienia. Było to dla niej, jak podkreślała synonimem postępu na drodze duchowej i ogólnie pojętego rozwoju. Wielokrotnie o tym mówiła. Kiedy w trakcie sesji oddechowej nie doświadczała czegoś dramatycznego, sygnalizowała potem pewne uczucie zawodu, że nic nie "przerobiła". Podczas spotkań nie kierowała uwagi na kwestie doświadczania radości, zwyczajnego cieszenia się życiem i jego drobiazgami, które postrzegam jako istotną przeciwwagę dla ciężkiej "duchowo- egzystencjalnej" atmosfery. Jako terapeutka pragnęłam, aby zauważyła radosne, proste i zmysłowe strony życia. Pomimo silnej chęci dosłownego sugerowania klientce zmiany sposobu postrzegania, nie zdradziłam się z moimi pomysłami.
Podczas około siódmego spotkania ponownie zaczęła mówić o "przerabianiu" negatywnych wzorców leżących w podświadomości i o negatywnych doświadczeniach, które stają się pożywką dla rozwoju duchowego i są jego nieodzowną częścią. Jednocześnie pewne zdania świadczyły o tym, że ma wyraźnie dosyć cierpienia. Było to pewną nowością w stosunku do tego co zwykle mówiła. Czułam, że zgadzam się z jej postrzeganiem drogi duchowej, cierpienia i nadawaniem mu sensu, jednakże miałam wrażenie, że jakaś część klientki nie może się przez to wyrazić. Ową część osobowości klientki postrzegałam jako dziecięcą, radosną, prostą i zwyczajnie pragnącą szczęścia.
Rozpoczęłyśmy sesję oddechową. Po procedurze relaksu klientka zaczęła oddychać oddechem połączonym, prawidłowo wykonując technikę. Po około 30 minutach jej twarz rozluźniła się a szczęki przestały być zaciśnięte. Całe ciało leżało spokojne i rozluźnione. Zaczęła się uśmiechać. Miałam wtedy silne wrażenie, że jej twarz promieniuje jasnym światłem - cała się rozjaśniła. Czułam, że doświadcza czegoś niezmiernie dla niej ważnego i czuje się z tym dobrze. Nie ingerowałam w żaden sposób, bo czułam, że mogłoby to jedynie przeszkodzić klientce w doświadczaniu sesji.
Sesja trwała godzinę. Po jej zakończeniu klientka powiedziała, że miała w trakcie sesji wrażenie spoczywania w złocistym świetle, które wprawiło ją w pełen radości nastrój i że poczuła się wtedy niezwykle szczęśliwa. Dodała, że jest zaskoczona tym, że radosne doświadczenie też może być duchowe.
Frankl pisał o tym, że " kto ma w życiu jakieś ? dlaczego? ten zniesie prawie każde ? jak? ( Frankl, 1975, str.67). Jedynie odkrywając własne ? dlaczego?, racje dla których warto żyć i być zdrowym i dla których czasem warto cierpieć człowiek staje się zdolny do pokonania własnego losu i "przemienienia osobistej tragedii w triumf i osiągnięcie" ( por. Opoczyńska, 1999, str.209).
Klientka nadawała sens swoim negatywnym doświadczeniom uznając je za zadania duchowe i życiowe lekcje. Można jednak stwierdzić, że poprzez bardzo intensywną koncentrację na ich "przerabianiu" i przez swoistą zachłanność na nie odwróciła swoją uwagę od radosnych i dobrych stron życia oraz od swojej własnej radości wewnętrznej. W prostym procesie pogłębionego oddychania klientka doświadczyła jej po raz pierwszy, bądź też odnalazła ją ponownie. Doświadczenie spoczywania w świetle, które przeżyła w trakcie opisanej sesji oddechowej sprawiło, iż nadała sens nie cierpieniu, ale radości uznając ją również za duchowe doświadczenie. Tak jak pisał Wilber w swojej książce "Niepodzielone" : Sens odnajdziesz (...) w wewnętrznych, promienistych nurtach twej własnej istoty (...)".
Bibliografia
1. Lidia Grzesiuk (red.); Psychoterapia: szkoły, zjawiska, techniki i specyficzne problemy, wyd. PWN, Warszawa 1995
2. James Morningstar; Rebirthing - oddech światła i miłości, wyd. Ravi, Łódź, 1996
3. Małgorzata Opoczyńska (red.); Wprowadzenie do psychologii egzystencjalnej, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1999
4. Jean-Luc Sudres i in.; Le rebirthing: une thérapie á médiation corporelle? Essai d' évaluation et réflexions prospectives, Psychologie medicale, 1994, nr 26
5. Colin Sisson; Rebirthing, wyd. Medium, Warszawa 1996
6. Christina Thomas; Tajemnice, wyd. Ravi, Łódź 1993
7. Ken Wilber; Niepodzielone, wyd. Zysk i ska, Poznań 1996
I POLSKIE SYMPOZJUM SOMATOTERAPII, SOMATOANALIZY, SOCJO- i SOMATOPSYCHOTERAPII
Rożnów, 22-24 października 1999